Tatra Fest Bieg oczami Vege Słonika
Decydując się na start w tym biegu, czułem, że mój organizm może nie być w 100% wypoczęty. Teraz już to wiem. 3 tygodnie po starcie w Ultra Trail, gdzie pokonałem 68 km, to jednak trochę mało czasu na regenerację. Zyskałem za to kolejne cenne doświadczenie w moim biegowym dorobku. Dodatkowo, w końcu zmobilizowałem się do wyjazdu w Tatry, w które zawsze ciężko mi się wybrać. Jak to się mówi – nawet nie do końca udany start to zawsze bardzo dobry trening.
Nie nastawiałem się bardzo na jakiś super wynik. Założyłem sobie, że jeśli uda mi się zmieścić w 6 godzinach, to będzie dobrze. Co do miejsca, po cichu i mocno realnie liczyłem na pierwszą dziesiątkę. Wiedziałem, że będzie kilku młodych lokalnych chłopaków. Widziałem też na liście startowej mocnego Węgra. Początek biegu był spokojny i rozważny, ponieważ nie do końca wiedziałem, jakim tempem zacząć. Ok. 20 km drogą pod Reglami a później Doliną Chochołowską i dopiero góry. Nie chciałem ruszyć za szybko, bojąc się, że mogę później mocno cierpieć. W końcu to Tatry i trzeba być świadomym ich wielkości
Starałem się biec w możliwie komfortowym tempie, jednak czułem, że moje nogi nie są zupełnie świeże, a mi brak głodu ścigana. Chciałem też jak najwięcej sił zostawić na walkę z Tatrami Zachodnimi. Po przebiegnięciu ponad 19 km szybkie uzupełnienie płynów w punkcie odżywczym przed schroniskiem na Polanie Chochołowskiej. Dopiero teraz zaczęła się zabawa! Na początek podejście pod Grzesia – nie jest jeszcze źle, da się momentami nawet podbiegać, ale już okolice Wołowca… Każdy kto był i przemierzał Tatry Zachodnie wie, czego można się tam spodziewać.
Dużo sypkich kamieni szczególnie na zbiegu. To właśnie taki moment, kiedy czuję się bezradny. Mimo że spędzam coraz więcej czasu w górach, to i tak zawsze Tatry pokazują mi, że są inne. Po zbiegu z Wołowca jest chwila na bardziej przyjemny moment biegu. Trzeba się nacieszyć widokami, pogoda niczego sobie, a góry takie piękne. Zaczyna się podejście pod Jarząbczy Wierch – czas na walkę! Widzę przede mną pojedyncze osoby, ale kiedy się obracam, widzę też za sobą kilku biegaczy. Jak to na biegu – jednych się goni, przed innymi trzeba uciekać.
To podejście pamiętam dokładnie z biegu Granią Tatr zarówno z pierwszej, jak i drugiej edycji. To ściana, która mega daje popalić! Teraz również nie jest łatwo. W połowie podejścia doganiam chłopaka, szybka wymiana zdań. Okazuje się że jest z Nowego Targu i dobrze mnie kojarzy z czasów Cymeona X. Dawid jest weganinem i również jak ja wychowany na muzyce Hard Core. Wyprzedzam go i robię swoje. Jest szczyt, nie ma czasu na odsapnięcie, trzeba biec dalej. W okolicy Ornaka doganiam kolejną osobę, która walczy ze skurczami. Teraz specyficzny odcinek po skalnych płytach i zaczynamy zabawę. Zbieg do hali Ornak nie należy do najłatwiejszych i najkrótszych, ale wiem, że moje zbiegi są coraz lepsze, jednak daleko im do doskonałych.
Na początku zbiegu mijam kolejną osobę. Widzę że mocno cierpi na skalnych schodach. Świadomość, że wiem, co mnie czeka, pomaga mi rozłożyć siły. Docieram do Iwanickiej Przełęczy – to miejsce uświadamia mnie że jest długi weekend :). Turystów jest już naprawdę sporo. Wówczas nie wiem jeszcze, co mnie czeka dalej. Wpadam na punkt przy schronisku Ornak, gdzie szybko uzupełniam płyny. Odwracam się i widzę za sobą wcześniej poznanego Dawida. Chłopak odżył. Z punktu ruszamy razem, ale po chwili czuję, że Dawid dobrze się odbudował i zaczyna mocno cisnąć. Ja nie chcę odpuszczać, ale wiem też, ile mamy jeszcze do mety. Chwilę później zostajemy dogonieni. Zaczynamy biec już w trójkę, chwilę rozmawiamy. Kolega mówi, że robi trening. Przyznam się, że nie zauważyłem u niego numeru, a jego świeżość uświadomiła mnie, że faktycznie nie startuje w tym samym biegu co my. No, to biegniemy razem drogą Doliny Kościeliskiej, która jest raczej płaska. Tego dnia ilość turystów na tej drodze jest porażająca. W pewnym monecie nie wiem, jak mam mijać tych ludzi. Brak sił na ciągłe krzyczenie „przepraszam” a widok biegnących osób dla większość nie równa się „proszę, zróbcie nam miejsce”.
Udaje się dotrzeć do Kir – tu odbicie na drogę pod Reglami. Ta sama droga co kilka godzin wcześniej z tym, że w drugą stronę. Kolega zaczyna nam uciekać, a ja jakoś nie mam ambicji za nim podążać. Razem z Dawidem pokonujemy kolejne kilometry i staramy się nawzajem mobilizować. To już ten moment, gdzie niby delikatnie crossowa droga daje mocno popalić. Docieramy do ostatniego punktu odżywczego przy wylocie Doliny Strążyńskiej. Szybkie dwa kubki płynu i ruszam dalej! Odwracam głowę i widzę, że Dawid zostaje na punkcie. Pewnie za chwilę do mnie dołączy. Wiem, że to już końcówka. Za chwilę wylot doliny Białegi i już czuć asfalt. Wybiegam z lasu i wpadam na chodnik, trzymając się prawej strony, jak kazali na odprawie. Jest ulica Grunwaldzka, mijam skrzyżowanie z ulicą Tetmajera, mijam dom Uli i Rafała, czyli moje stałe miejsce noclegowe w Zakopanem :). Podkręcam tempo, wpadam do park – jest meta. Cel czasowy udaje się zrealizować. Zegar pokazał 5:54:14. Miejsce bez szału… Okazuje się że jestem 7., a kolega, który według mnie był na treningu, dociera niecałe 2 minuty wcześniej. Dawid, z którym biegłem końcówkę, wbiega dokładnie 2 minuty za mną. Na mecie jest Ania Rafał – miłe to jak zawsze. Teraz już na spokojnie można porozmawiać a później udać się na posiłek, który jest naprawdę smaczny. Duża porcja makaronu z warzywami i sosem pomidorowym – naprawdę fajne!
Co by nie było za lekko, dzień po biegu wycieczka w góry. Byłem naprawdę zaskoczony, że mój organizm bardzo dobrze się sprawował. Wracając jeszcze do biegu, a bardziej do samej trasy, która była jednak trochę inna od pozostałych tras biegów górskich, w jakich brałem udział. Podsumowując, ostatecznie trasę nasuwa mi się jedno stwierdzenie – chcesz pobiegać w Tatrach Zachodnich, to musisz tam dobiec, a później wrócić.
Podziękowania dla Ani za kolejny miły i udany wyjazd szczególnie w drodze powrotnej. Uli i Rafałowi za gościnę, Królikowi za miłą imprezkę i oby Camper służył jak najdłużej. Moim partnerom za wsparcie: Buff Polska, ZmianyZmiany, Squeezy Polska, Xsocks Polska, GoPro Polska, Willa Jagniątków no i VegeRunners.
Zdjęcia: R. Gomółka, K. Krawczyk, A. Starzynski, Dare2b.
Miejsce open: 7/172; miejsce w kat. wiekowej: 4/78